Księstwo Mazurskie – prolog II

Wybitny gdańszczanin, architekt Andrzej Schluster, profesor i dyrektor Akademii Sztuk Pięknych w Berlinie,  otarł rękawem pot z czoła i po raz kolejny spojrzał na projekt, któremu poświęcił tyle wysiłku i czasu. To miało być dzieło, jakiego nie posiadał dotąd żaden monarcha.  Za chwilę miał zobaczyć na własne oczy cudo, które sam zaprojektował na zlecenie króla pruskiego Fryderyka I Hohenzollerna. Dwóch mistrzów sztuki bursztyniarskiej z Gdańska, Gottfried Wolfram i Ernest Schacht , zaproszeni w tym celu do Berlina, właśnie skończyli swą, trwająca jedenaście lat pracę. Efekt ich wysiłku był zadziwiający, wręcz nieprawdopodobny, było to coś, czego nawet on, widząc oczyma wyobraźni to , co projektował, nie był w stanie zaakceptować jako dzieło rąk ludzkich.

Podniecony projektant podniósł załzawione ze wzruszenia oczy na ściany gabinetu wyłożone rzeźbionymi kunsztownie płytkami bursztynu różnego koloru, misternymi inkrustacjami i ornamentami. Pejzaże, herby, monogramy, girlandy z kwiatów, artystyczne miniatury, których szczegóły, jak na przykład sceny z życia rybaków, można było podziwiać jedynie przez szkło powiększające, eksplodowały taką siłą piękna, niezwykłości i czaru, że świadomy efektu końcowego, wybitny architekt, z trudem łapał oddech, bo wydawało mu się, że zawieszone na każdej ścianie gabinetu prostokątne lustra we wspaniałych ramach, a miedzy nimi owalne zwierciadła, zaparują od jego oddechu i cudowne dzieło zniknie. Tymczasem zwierciadła odbijały wystrój przeciwległych ścian, powiększając przestrzeń gabinetu i zwielokrotniając jego bogactwo artystyczne. Efekty świetlne potęgowała jeszcze podłożona pod bursztynowe płytki srebrna folia. Profesor Schluster przebiegał oczyma wszystkie te wspaniałości, napawał się widokiem dzieła nie mającego równych sobie. Po każdym porównaniu kolejnego elementu z tym jak go wyobraził sobie w trakcie projektowania, przeszywał go dreszcz emocji, a chwilę potem satysfakcja i aprobata rozlewały mu się po sercu niezwykle przyjemnym ciepłem. Jednak w pewnym momencie odczuł prawie fizyczny ból małego fałszu, drobnej zmiany, która – był tego pewien – nie mogła pojawić się przypadkiem, stanowiła, co prawda dalej przepiękny, wręcz cudowny, ale jednak zgrzyt w wiernym odwzorowaniu jego myśli twórczej. Patrzył z niedowierzaniem na nieoszlifowany owalny kawał bursztynu wielkości dwóch złączonych pięści dorosłego mężczyzny, który tkwił w miejscu, w  którym spodziewał się idealnej krągłości o połowę mniejszej kuli. Nie mógł uwierzyć, że dwaj mistrzowie, poświęcając tyle lat swego życia na stworzenie tak skomplikowanego i wspaniałego dzieła, pozwolili na takie przeoczenie! Musiał natychmiast z nimi to wyjaśnić.

c.d.n.

Dodaj komentarz